Podsumowanie 2023 - osobista lista płyt roku

Zacznę od wyjaśnień. Poniższa lista to moje osobiste zestawienie ulubionych płyt wydanych w 2023 roku. Tych, które słuchałem najchętniej i z największą przyjemnością. Nie jest to więc zestawienie najlepszych płyt roku, a już na pewno nie jest to lista obiektywna. Nie znaczy to jednak, że wśród ulubionych płyt są albumy, które uważam za gnioty. Jest to moje subiektywne podsumowanie płyt, do których udało mi się w tym roku dotrzeć, albo które dotarły na różny sposoby do mnie, ale które uważam za dobre. Siłą rzeczy do części płyt, które może nawet podobałyby mi się bardziej od niektórych z tej listy, nie dotarłem, albo nawet nadal nie wiem o ich istnieniu. Dlatego proszę traktować tę listę jako ułomną, nawet biorąc pod uwagę ograniczone kryteria stylistyczne, którymi kierowałem się słuchając nowości płytowych w 2023 roku.
Zestawienie jest mocno sprofilowane według mojego aktualnego gustu, który z pewnością wielu uzna za mocno kontrowersyjny. Nie ukrywam, że zacząłem się trochę cofać w czasie i na powrót najchętniej słucham oryginalnej muzyki synth pop/new romantic z lat 80., ale i innych wykonawców, będących wówczas na topie, których wtedy pokochałem. A że miniony rok obfitował w takie płyty, to mogę uznać rok 2023 za udany.
Drugim kierunkiem moich zainteresowań jest obecnie muzyka z kręgu shoegaze/dream pop. Czyli lżejsza wersja alternatywy rockowej. W gruncie rzeczy również ona tkwi korzeniami w muzyce lat 80., bo Cocteau Twins, to jeden z protoplastów takiej twórczości a główne grupy tego nurtu - Slowdive czy My Bloody Valentine zaczynały przecież w końcówce lat 80.
W minionym roku całkowicie nie odczuwałem ochoty na słuchanie muzyki ciężkiej, w której głównym przekazem jest agresja i "czad". Dlatego nie przesłuchałem w całości ani jednej nowej płyty z kręgu metalu, punk rocka, rocka industrialnego lub electro-industrialu. Nie znaczy to, że słuchałem wyłącznie rzeczy lekkich. Bo przecież w zestawieniu jest też np. płyta Swans. Hałas jako metoda twórcza, może być jednym z ważnych środków wyrazu, ale z mojego punktu widzenia nie może być ani celem samym w sobie, ani dominującym sposobem przekazu.
Słuchając najnowszych płyt OMD, Classix Nouveaux, ale i Depeche Mode czułem się znowu jak nastolatek w latach 80., który raz w tygodniu, w piątkowy lub sobotni wieczór słucha LP3 i wyłapuje swoje ulubione utwory. A następnie stara się odnaleźć w innych audycjach radiowych prezentacje całych płyt swoich ulubionych artystów. Nowe płyty wspomnianych wykonawców a także wydawnictwa Duran Duran czy Petera Gabriela spowodowały, że poczułem się jakbym się cofnął w czasie. Dodatkowo to nie są słabe płyty, ale pozycje albo dobre, albo bardzo dobre. W czasach powszechnej retromanii zdecydowanie wolę posłuchać nowej, dobrej muzyki wykonawcy, który święcił triumfy 40 lat temu, niż młodego, który nawiązuje do nich. Nie jestem jednak całkiem zamknięty na twórczość młodych, o czym najlepiej niech świadczy to, że w dwudziestce znalazła się płyta amerykańskiej grupy Nation Of Language, która udanie kontynuuje dzieło swoich synth popowych poprzedników sprzed 40 lat.
Jednym uchem zwracałem też uwagę na niektórych wykonawców z kręgu art rocka, stąd obecność w zestawieniu kilku płyt z tego nurtu. Słuchałem też sporo jazzu, a także muzyki z kręgu awangardy XX-wiecznej muzyki "poważnej", ale akurat to nie znajduje wielkiego odzwierciedlenia w zestawieniu. Może z pewnym wyjątkiem listy polskiej, na której znajdują się jazzowe echa moich obecnych zainteresowań.
Postanowiłem wyodrębnić z głównego zestawienia osobną listę płyt polskich przede wszystkim dlatego, żeby były bardziej zauważalne. Lista jest krótka nie dlatego, że ukazało się tak mało polskiej muzyki, ale dlatego, że ja niezbyt wiele jej przesłuchałem. Zwracałem uwagę głównie na wykonawców, których wcześniej znałem a ukazały się ich nowe płyty. Nie poświęciłem wiele czasu na poszukiwanie nowych wykonawców, choć na kilku natrafiłem. Dlatego lista płyt polskich to nawet nie tyle subiektywne zestawienie, co raczej wybrana lista płyt, które przesłuchałem i spodobały mi się oraz uznałem je za dobre.
Kto jest w stanie ogarnąć ogrom muzyki, która współcześnie się ukazuje, niech pierwszy rzuci kamieniem! Dlatego postanowiłem ograniczyć się do gatunków, którymi aktualnie najbardziej się interesuję, albo której słuchanie sprawia mi najwięcej przyjemności. Mimo narzuconych sobie ograniczeń i tak zapewne nie dotarłem do znacznej części muzyki, w poszukiwanych przeze mnie stylistykach. Ale lista jest. Może komuś się też przyda. Mnie na pewno, gdy będę za jakiś czas próbował sobie przypomnieć jakie płyty, wówczas nowe, podobały mi się w roku 2023...
Polska
1. Siema Ziemia - Second (9/10)
Przeważająca w muzyce Siema Ziemia elektronika miesza się z jazzem w sposób płynny, a zarazem fascynujący. Akustyczne instrumenty oraz elektroniczne beaty łączą się naturalnie, tworząc nową muzyczną jakość. Moje odkrycie roku.
2. Hidden By Ivy - The Disappeared (8/10)
Coś dla słuchaczy wychowanych na Romantykach Muzyki Rockowej Beksińskiego, do których zaliczam się. Dark wave, new romantic, synth pop. Wszystko wymieszane ze sobą w dobrych proporcjach i na dobrym poziomie.
Lech Janerka - Gipsowy odlew falsyfikatu (8/10)
Weteran polskiego rocka powrócił z płytą w swoim klasycznym stylu na dobrym poziomie. Nie ma tu niczego odkrywczego, ale Janerka nie zawodzi, o ile ktoś nie czuje przesytu charakterystycznym stylem autora. Mnie czasami ten przesyt doskwiera, ale do samej muzyki przyczepić się nie można.
Riverside - ID.Entity (8/10)
Czołowy polski zespół art rocka nagrał płytę bardziej nasączoną elektroniką niż zwykle. To nadal jest neoprog, chwilami mocno rockowy, ale do macierzystej grupy Mariusza Dudy przeniknęły w większej ilości elektroniczne klimaty, które eksploruje w innych projektach. Steven Wilson to lubi. Fanom ejtisów na pewno spodoba się ta odmiana. Inni mogą kręcić nosem. Ja jestem na "tak".
Psychocukier - Tu i teraz (8/10)
Instrumentalny, improwizowany album łódzkiego, nie do końca na serio zespołu, który postanowił trochę sobie pojamować i efekt wydać na płycie. Wyszło całkiem ciekawie, przynajmniej dla tych, którym bliskie są klimaty będące skrzyżowaniem kraut rocka i Franka Zappy. Dobrze, że płyta nie jest za długa.
Wieże Fabryk - Doskonały świat (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/wieze-fabryk-doskonaly-swiat
Wrong! - Berlin Paris Warsaw Love (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/wrong-berlin-paris-warsaw-love
Mariusz Duda - AFR AI D (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/duda-mariusz-afr-ai-d
Leszek Możdżer & Orkiestra Instrumentów Dawnych MACV – Composites – Warszawska Opera Kameralna (8/10)
Jazzowy pianista i klasyczna orkiestra, która używa historyczych instrumentów. Już samo to połączenie zaciekawia. Słuchacze otwarci na bardziej ambitną muzykę, na pewno docenią piękne i dostojne dźwięki, które znalazły się na płycie. Ci, dla których taka muzyka jest codzienną strawą, też nie powinni być zawiedzeni.
Maciej Obara Quartet - Frozen Silence (8/10)
Jazz. Polsko-norweski kwartet i jego płyta nagrana dla kultowej w świecie jazzu niemieckiej wytwórni ECM. Improwizowana muzyka z kręgu jazzu nowoczesnego w klimacie charakterystycznym dla ECM.
Etnobotanika - Leśne Duchy (8/10)
Jak sugeruje trochę sama nazwa a i tytuł płyty, "Leśne Duchy" próbują wydobyć za pomocą samplingu i elektroniki klimat pradziejowej słowiańszczyzny - słowiańskie bory, czary - o czym najlepiej niech świadczą tytuły utworów: "Knieje", "Leśny ambient", "Czarownice", "Bagna". Techno miesza się tutaj z IDM i ambientem a wszystko, dzięki odpowiednio dobranym samplom, skąpane jest w otoczce starosłowiańskiego lasu i przyrody.
Zima Stulecia – Minus 30°C (8/10)
Elektroniczna muzyka próbująca w sposób "widmowy" odtworzyć klimat lat 90. Techno-housowe beaty mieszają się tutaj z elementami improwizowanymi charakterystycznymi dla nowoczesnego jazzu. Nazwa formacji nawiązuje do zimy stulecia z 1987 roku - roku urodzenia obu muzyków tworzących duet Zima Stulecia. Ciekawa, choć trochę "nie moja" muzyka.
Zagranica - mój top 30
1. Steven Wilson - The Harmony Codex (9/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/wilson-steven-the-harmony-codex
Orchestral Maneuvers In The Dark (OMD) - Bauhaus Staircase (9/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/orchestral-maneuvers-in-the-dark-omd-bauhaus-staircase
Depeche Mode - Memento Mori (9/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/depeche-mode-memento-mori
Slowdive - Everything is Alive (9/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/slowdive-everything-is-alive
Blonde Redhead - Sit Down For Dinner (9/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/blonde-redhead-sit-down-for-dinner
6. Peter Gabriel - i/o (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/gabriel-peter-i-o
Classix Nouveaux - Batlle Cry (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/classix-nouveaux-batlle-cry
Ladytron - Time's Arrow (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/ladytron-times-arrow
VNV Nation - Electric Sun (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/vnv-nation-electric-sun
A Certain Ratio - 1982 (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/a-certain-ratio-1982
The Church - The Hypnogogue (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/church-the-the-hypnogogue
Swans - The Beggar (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/swans-the-beggar
David Eugene Edwards – Hyacinth (8/10)
Świetna solowa płyta lidera Wovenhand a wcześniej 16 Horsepower, znanego również ze wspólnej płyty z Alexandrem Hacke (m.in. Einstürzende Neubauten). "Hyacinth" to pierwszy album wydany pod własnym imieniem i nazwiskiem. Mroczny country rock miesza się tutaj z post-punkiem a nawet elementami industrialnymi. Świetna, z jednej strony zaskakująca, z drugiej jakby dobrze znana muzyka w klimatach Nicka Cave'a czy PJ Harvey. Żeby było ciekawiej, autor warstwę liryczną opiera o tematykę biblijną i jest gorliwym chrześcijaninem, choć jego muzyka nie spotyka się ze zrozumieniem wśród większości wierzących.
Ryuichi Sakamoto - 12 (8/10)
Jedna z najpiękniejszych i jednocześnie najsmutniejszych płyt roku. Pożegnanie Ryuichi Sakamoto ze słuchaczami i w ogóle z tym światem. Dwanaście delikatnych, fortepianowych kompozycji wzbogaconych pasażami elektronicznymi to diariusz Sakamoto, w którym artysta dzieli się swoimi przeżyciami z konkretnego dnia. Sakamoto skomponował te utwory w latach 2021-22, gdy był już chory. 7 stycznia 2023 roku ukazała się płyta "12". W marcu artysta zmarł. To na pewno ma swoją dodatkową wymowę.
Vince Clarke - Songs of Silence (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/clarke-vince-songs-of-silence
PIL - End Of World (8/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/public-image-ltd-end-of-world
19. Duran Duran - Danse Macabre (7.5/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/duran-duran-danse-macabre
PJ Harvey - I Inside the Old Year Dying (7.5/10)
PJ Harvey nigdy nie należała do moich faworytek. Chyba najcieplej wspominam jej płytę "To Bring You My Love" (1995). Co najmniej od tamtego czasu, artystka cieszy się też wielkim uznaniem zarówno krytyków, jak i fanów alternatywno-folkowych pieśni, którymi raczy nas na kolejnych płytach. Niektóre pozycje są mocniejsze (np. "Let England Shake"), inne nie cieszą się tak powszechnym uznaniem (np. "White Chalk"). "I Inside the Old Year Dying" zebrało dobre recenzje. Nie jest to "moja" muzyka, ale czasami nastrojowe, nieco "wiedźmowate" songi PJ Harvey potrafią utafić również w mój nastrój.
The Mobile Homes – Tristesse (7.5/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/mobile-homes-the-tristesse
Nation Of Language – Strange Disciple (7.5/10)
Trio młodych Amerykanów, zainspirowanych klasycznym synth popem z lat 80. nagrało trzecią w swojej dyskografii, chyba najlepszą jak dotychczas, płytę utrzymaną w duchu swoich mistrzów takich jak OMD. Znajdziemy tutaj wszystkie, charakterystyczne dla lat 80. patenty syntetyczne i adekwatny klimat utrzymujący się przez cały album. Brakuje może jakiś wyraźnych hitów, ale fani ejtisów nie powinni być zawiedzeni słuchając albumu.
Madness - Theatre Of The Absurd Presents C'est La Vie (7.5/10)
Zgrywusy w stylu angielskim ciągle aktywni. Madness zaczynał w czasach post-punka na przełomie lat 70. i 80., wyraźnie odcinając się od zdobywających wówczas coraz szersze uznanie syntezatorów i muzyki elektronicznej. Grupa łączyła w swojej muzyce elementy ska, reggae i nowej fali. Najbardziej intensywny okres działalności to początek lat 80. Z czasem aktywność grupy gasła, aż do jej rozwiązania w drugiej połowie lat 80. Madness powrócił w latach 90. ale zwiększenie aktywności nastąpiło na większą skalę dopiero w XXI wieku, gdy grupa wróciła do nagrywania nowej muzyki. Madness co kilka lat prezentuje premierowy materiał. "Theatre Of The Absurd Presents C'est La Vie" zawiera muzykę dojrzalszą, przestrzenną i bardziej "barokową", nie gubiąc przy tym elementów wcześniej wypracowanego stylu. Stylistyczny konglomerat nagrany przez Madness na najnowsze płycie brzmi bardzo ciekawie i intrygująco. Muzyka jest jednak skierowana raczej do poszukiwaczy sentymentalnych brzmień ejtisowych w odświeżonym wydaniu niż fanów nowych kierunków muzycznych.
Belle And Sebastian - Late Developers (7.5/10)
Szkocka grupa, która konsekwentnie realizuje od drugiej połowy lat 90. idee "brytyjskiego" indie popu. Jeśli szukasz nieinwazyjnego, ale inteligentnego, pozytywnego popu to Belle And Sebastian jest właściwym adresem. "Late Developers" to mocny średniak skierowany do fanów gatunku.
M83 - Fantasy (7.5/10)
Francuski przedstawiciel sceny elektronicznej, który na najnowszej płycie w większym stopniu eksploruje klimat shoegaze i dream popu. Bardzo udana pozycja.
Laibach - Sketches Of The Red Districts (7.5/10)
Słoweński projekt w ostatnim czasie jest niezwykle płodny wydając bardzo różnorodną muzykę. "Sketches Of The Red Districts" to coś dla fanów bardziej tradycyjnej formy muzyki Laibacha. Industrial nie pozbawiony beatu. Przypominają się czasy albumu "Nova Akropola".
Red Cell - Red Cell (7.5/10)
Szwedzka grupa, która zaczynała od ostrego electro-industrialu, przechodząc przez fazę future popu, dotarła na najnowszej płycie do klasycznego synth popu z wyraźnym klimatem lat 80. i 90. ale w nowoczesnym anturażu. Bardzo solidna produkcja dla fanów synth-pop.
26. Soft Machine - Other Doors (7/10)
Niektórzy z pewnością mogą nie zdawać sobie sprawy, że ta art-jazz-rockowa formacja z tzw. sceny Canterbury, która wydała na przełomie lat 60. i 70. ważne dla stylistyki płyty, nadal istnieje. Okazuje się, że nazwa istnieje, ale zespół nie całkiem jest tym samym. Grupa wznowiła działalność pod szyldem Soft Machine w 2015 roku, ale z pierwotnego składu nie ma tam nikogo. Jedynym muzykiem, który grał z Soft Machine w dawniejszych czasach (1975-1978, 1984) jest gitarzysta John Etheridge. Pozostali to nowy narybek, choć też już posunięty wiekowo. Nie śledziłem historii grupy i nie wiem jak na to zapatrują się dawni fani, ale najnowsza płyta sygnowana nazwą Soft Machine zawiera bardzo klimatyczny kawałek art rocka z naleciałościami jazzowymi, który powinien przypaść do gustu fanom takich brzmień.
Trees Speak – Mind Maze (7/10)
Amerykański duet powstały w 2017 roku, który w przekonujący sposób nawiązuje do kraut rocka z początku lat 70. mieszając go z bardziej współczesnymi brzmieniami elektronicznymi a także okraszając wieloma innymi wątkami dźwiękowymi, jak post-punk czy synth pop. "Mind Maze" w niezwykle wciągający sposób zachęca do zagłębenia się w muzykę Amerykanów.
Agar Agar – Player Non Player (7/10)
Młody francuski duet z kręgu muzyki elektronicznej i synth pop, który miesza klimat elektroniki z lat 90. z bardziej oldskulowym synth popem. Inteligentna i przyjemna muzyka.
Róisín Murphy - Hit Parade (7/10)
Dawna wokalistka Moloko z kolejną płytą rozwijającą własne brzmienie klubowe. Fanom gatunku na pewno spodoba się. Mimo że jestem rówieśnikiem Murphy, jej twórczość nie jest całkowicie "moją". Mimo wszystko czasami jej muzyka przemawia do mnie. Tak jest również tym razem.
John Cale - Mercy (7/10)
Walijski weteran amerykańskiego undergroundu wydał płytę, na której udanie eksploruje nowe trendy we współczesnej muzyce, w tym elektronicznej. Artysta nie wyważa żadnych drzwi, ale biorąc pod uwagę, że w marcu skończył 81 lat to płyta broni się bardzo dobrze. Jej stylistyka mocno kontrastuje z nową propozycją The Rolling Stones, która również zadziwia, ale głównie tym, że w ogóle powstała. Na nowej płycie The Rolling Stones znajduje się bowiem cały czas ta sama muzyka, którą Stonesi grają od 60 lat. Mimo wszystko płyta Stonesów również jest udana.
Torul - End Less Dream (7/10)
Słoweński zespół synth pop, który zgrabnie łączy electro z klimatem dark wave a czasem z bardziej inteligentną elektroniką. Chwilami większa intensywność jest na pograniczu z EBM. Formacja istnieje już dwadzieścia lat, choć debiutowała płytą w 2010 roku. Bardzo ciekawa, różnorodna, jak na electro pop, muzyka.
Final Selection - Sirenˋs Call (7/10)
Mniej znany niemiecki zespół synth pop, który przed dwudziestu lat zdobył sympatię wielu polskich fanów połączeniem wówczas nowoczesnej produkcji electro pop i melancholijnego, nieco rozmarzonego klimatu. No i jego dwie pierwsze płyty ukazały się nakładem polskiej, nieistniejącej już wytwórni Black Flames Records. Formacja dosyć niespodziewanie powróciła w 2023 roku, po piętnastu latach przerwy, bardzo sympatycznym albumem "Sirenˋs Call", utrzymanym w tym samym duchu co w latach 00's.
Beborn Beton - Darkness Falls Again (7/10)
Bardzo solidna produkcja niemieckich klasyków synth popu, którzy grają stylowo, choć nieco monotonnie. Epigoński synth pop, który narodził się w latach 90. i utrzymuje swój styl do dzisiaj. Panowie z Beborn Beton nie raczą nas często swoimi płytami. "Darkness Falls Again" ukazała się po ośmiu latach od ostatniego albumu pt. "A Worthy Compensation" (2015). Ten z kolei ukazał się po kilkunastu latach przerwy. Solidna pozycja dla fanów klasycznego synth popu.
Zagranica - pozostałe płyty, na które zwróciłem uwagę
34. X Marks The Pedwalk - Superstition (7/10)Everything But The Girl - Fuse (7/10)The Rolling Stones - Hackney Diamonds (7/10)Yo La Tengo - This Stupid World (7/10)Laibach - Love Is Still Alive (7/10)Squid - O Monolith (7/10)††† [Crosses] - Goodnight, God Bless, I Love U, Delete (7/10)Neuroticfish - The Demystification Of The Human Heart (7/10)Grian Chatten - Chaos For The Fly (7/10)Aphex Twin - Blackbox Life Recorder 21f / In a Room7 F760 (7/10)The Chemical Brothers - For That Beautiful Feeling (7/10)HOST - IX (7/10)DJ Shadow - Action Adventure (7/10)dEUS - How to Replace It (7/10)Pieter Nooten – Someone There (7/10)Algiers - Shook (7/10)Noel Gallagher's High Flying Birds - Council Skies (7/10)
Jean-Michel Jarre - Oxymoreworks (7/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/jean-michel-jarre-oxymoreworks
Jethro Tull – RökFlöte (7/10)Swen Wunder - Late Again (7/10)Ultramarine – Send And Return (7/10)
mind.in.a.box - Black and White (7/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/mind-in-a-box-black-and-white
56. Lol Tolhurst, Budgie, Jacknife Lee - Los Angeles (6.5/10)Simply Red - Time (6.5/10)Alison Goldfrapp - The Love Invention (6.5/10)Agitation Free – Momentum (6.5/10)Emma Anderson - Pearlies (6.5/10)Katie Melua - Love & Money (6.5/10)Gong - Unending Ascending (6.5/10)Smashing Pumpkins – ATUM – Act I & II (6.5/10)The Damned - Darkadelic (6.5/10)Iggy Pop - Every Loser (6.5/10)Orbital – Optical Delusion (6.5/10)Sparks - The Girl Is Crying in Her Latte (6.5/10)Klaus Nomi – Remixes (6.5/10)Cindy Wilson - Realms (6.5/10)New Model Army - Sinfonia (6.5/10)Pere Ubu - Trouble On Big Beat Street (6.5/10)Brian Eno – The Ship (6.5/10)James Ellis Ford - The Hum (6.5/10)Trevor Horn - Echoes: Ancient & Modern (6.5/10)Queens of the Stone Age - In Times New Roman... (6.5/10)Andy Taylor - Man’s A Wolf To Man (6.5/10)Sam Brown - Number 8 (6.5/10)
78. Blur - The Ballad of Darren (6/10)Recenzja >> https://alternativepop.pl/recenzje/blur-the-ballad-of-darren
Roger Waters - The Dark Side Of The Moon Redux (6/10)
80. U2 - Songs of Surrender (5/10)
Andrzej Korasiewicz21.12.2023 r.
r />Tytułem wstępu. Mieliśmy wspaniały rok pod względem ilości wydanych płyt. Trwa okres symbiozy gatunkowej, cudownych powrotów i rozkwitu młodzieży. Mimo to, ciężko było mi wybrać przekonującą mnie samego dziesiątkę. Zawiedli mnie gwiazdorzy lat 80., tacy jak OMD, Visage czy Johnny Hates Jazz. To cudownie, że wydali płyty po tylu latach, ale są one na dłuższą metę nudne. Dinozaury tacy jak Black Sabbath i Deep Purple nadal do mnie nie trafiają. Zasmuciły mnie też objawienia ubiegłych dekad - The House of Love, My Bloody Valentine i Boards of Canada - którzy chwałą powrotu przykrywają płyty niesłuchalne. Zupełnie poległ Karl Bartos, którego nowa płyta brzmi tandetnie. Johnny Marr brzmi dziecinnie i naiwnie, podobnie jak Beady Eye. David Bowie i NIN grają swoje i chwała im za to (znowu powroty), ale to wszystko. Współcześni gwiazdorzy rocka - Kings of Leon, Franz Ferdinand, The Killers, Arctic Monkeys, Queens of the Stone Age itd. - także nie zachwycają. Wszyscy oni nagrali po kilka dobrych numerów na dość ciekawych płytach. Ale na tym kończy się mój komentarz na ich temat. Daft Punk nagrał hit lata, ale już drugi singiel jest pomyłką, a cały album mnie irytuje. W nowej elektronice i ambiencie panuje atmosfera masowego powielania - Autechre już dawno połknęło własny ogon, nowy Warp to nadal żart, a Tim Hecker i Jon Hopkins nie stworzyli nic, czego chciałbym słuchać więcej niż raz.* * *Mimo to, uważam ten rok za bardzo udany pod względem muzycznym. Temat płytowego podsumowania roku 2013 tradycyjnie wyczerpał red. Andrzej swoim przekrojowym rankingiem-przewodnikiem, który znajdziecie tu:Podsumowanie roku 2013 >>Ja jednak uznałem, że skoro moja prywatna pierwsza dziesiątka różni się od niej w 90 proc. - dlaczego by nie zaprezentować, tak dla kontrastu, "alternatywnego" zestawienia najciekawszych płyt 2013 roku. Oto i one:
1. Nick Cave & The Bad Seeds - Push the Sky AwayNie miałem najmniejszych wątpliwości komu przyznać laur zwycięzcy. Cave i spółka popełnili najlepszy krążek od "The Boatman's Call". Kto wie, czy nie mój ulubiony w całym ich dorobku. Na początku podszedłem do niego z wielką rezerwą, oczekując kolejnej porcji nudów jaką Cave męczył wierną publiczność od czasu "Nocturamy". Nic z tych rzeczy. Cave triumfuje w swoim starym, dobrym stylu - ponurą liryką, upiorną elegancją, szczyptą szaleństwa i poczuciem czarnego humoru. Owszem, nadal jest skończonym narcyzem, ale przynajmniej czyni to z gracją, inteligencją i doświadczeniem. Znowu witamy w jego bajce, rodem z Poe, Faulknera, Beksińskiego i Burtona. Do tego Warren Ellis udanie zastąpił Blixę Bargelda w roli szalonego asystenta. Doskonała płyta do wielokrotnego wysłuchiwania.2. Mark Lanegan - ImitationsNajpoważniejszy konkurent do złota w tym zestawie, który ostatecznie przegrał tylko dlatego, że jest zestawem coverów (w tym samego Cave'a). Ale za to jak wykonanych! Lanegan swoim chropowatym głosem przedstawia tu piosenki, które zaistniały w jego życiu jako potężne inspiracje, zarówno w okresie dzieciństwa, jak i całkiem współcześnie. Każda z nich brzmi oszałamiająco, począwszy od lekkiego "Mack the Knife" przez frapujące "Pretty Colours" i "Autumn Leaves" aż po rozrywający serce "Solitaire". Cały album spowity jest smutkiem, samotnością i cichą desperacją, ale w tym właśnie tkwi jego moc. Niezwykle eleganckie brzmienie bez grama nadęcia. Sądzę, że jest to najlepszy zestaw coverów jaki słyszałem od czasu "It'll End in Tears". Warto dodać, że wspólnie z Dukiem Garwoodem, Mark wydał w tym roku inną płytę p.t. "Black Pudding" - także wartą sprawdzenia.3. Pet Shop Boys - ElectricPetarda. O ile zeszłorocznemu "Elysium" zabrakło mocy, aby zaistnieć w umysłach nawet wiernych fanów PSB, o tyle ta propozycja rozwiewa jakiekolwiek wątpliwości. Po wieloletniej współpracy z wielką wytwórnią, duet przeszedł na swoje, wydając krążek w stu procentach taki, jaki chcieli. To mistrzostwo tanecznej elektroniki, swoisty przegląd gatunków, które kształtowały duet Tennant/Lowe przez lata. Płyta brzmi jak kolejna odsłona serii "Disco", jaką PSB wydawali co jakiś czas od początku swojej kariery. Słychać klasyczne dyskotekowe rytmy w nowoczesnych, klubowych odsłonach. Do tego cytat z Williama Blake'a, cover Bruce'a Springsteena i piach w oczy tym, którzy odsyłają ich na emeryturę. Ciekaw jestem ile jeszcze pociągną jako wykonawcy. Spokojną resztę życia jako producenci i kompozytorzy mają już zapewnioną.4. Black Rebel Motorcycle Club - Specter At The FeastNajdojrzalszy z dotychczasowych albumów amerykańskiego trio. Zespół dał się poznać przez lata jako autorzy świetnych rockowych numerów w garażowym stylu, spowitych echem psychodelii, aurą zagadkowości i niepokornym chłodem. Ich brzmienie odcina się wyraźną kreską od współczesnych, identycznie grających zespołów, sięgając głęboko do historii rocka po obu stronach Atlantyku. Ich duchowym patronem jest Marlon Brando z "Dzikiego", ale ze swojego buntu bez powodu potrafią utkać świetną opowieść, wiodącą przez wiele brzmieniowych krain. W dodatku chwilami może się wydawać, jakby znad konsolety opiekował się nimi Brian Eno.5. Pearl Jam - Lightning BoltTen kto nadal kojarzy Pearl Jam z brzmieniem Seattle nazywanym grunge niech natychmiast przestanie. Ten zespół od siedmiu lat gra klasycznie rockowo, hołdując zarówno amerykańskiemu punkowi, jak i brytyjskiej inwazji. W dodatku od dawna nie mieli takiego przeboju jak "Sirens". Sporo fanów ma im to za złe, że obecnie bliżej im do Aerosmith czy Springsteena niż "Ten". "Lighting Bolt" to płyta silnie ukierunkowana na osobę Veddera, który gra tu pierwsze i drugie skrzypce, przenosząc sporo owoców swojego solowego dorobku do garażu zespołu. Poza tymi dwoma zarzutami, jest to bardzo dobra płyta rockowa o wielu odcieniach. Prezentuje umiejętności, inspiracje, wrażliwość i subiektywne horyzonty zespołu, który po dwudziestu latach pracy wciąż ewoluuje. A mnie jest bardzo miło móc to obserwować i przeżywać.6. Pretty Lights – A Color Map Of The SunJedyny na liście przedstawiciel elektronicznej młodzieży. Odkryłem go zupełnym przypadkiem i jestem zachwycony. Ten dzieciak i jego kumple robią muzykę już od kilku lat, ale dopiero teraz dochrapali się debiutu płytowego. W skrócie - to misz-masz trip-hopu, dubstepu i samplingu jakiego nie powstydziliby się najwięksi w tej dziedzinie. Odważnie i bez kompleksów; gejzer wyobraźni, świetne wyczucie elektronicznego rytmu i zmysł dźwiękowego kolażu. Dawno nie zaglądałem w te rejony; prawdę mówiąc, w temacie tanecznej elektroniki wolę pozostawać w latach 90. Ale ten projekt robi wielkie wrażenie i przysłowiowym rzutem na taśmę wskakuje do mojego rankingu.7. Depeche Mode - Delta MachineNie do zdarcia. Nie stoją w miejscu i nigdy się nie powtarzają. Nie zawsze fascynują, ale nigdy nie nudzą. Bardzo udana płyta, najlepsza od czasu doskonałej "Ultry", chociaż początkowo może wydać się dziwna i toporna. Jak już pisałem gdzie indziej, brzmienie płyty jest powolne, uduchowione, coraz bardziej płynące bezpośrednio z duszy, niźli wyobraźni. Dużo miejsca na kompozycyjne eksperymenty, a także popisy wokalne. Gahanowi bardzo dobrze zrobił występ u Soulsavers i to obok ich zeszłorocznej propozycji ustawiłbym "Delta Machine".8. Heart & Soul - Heart & Soul Presents Songs Of Joy DivisionZnowu covery, znowu Joy Division i znowu zaskoczenie. Heart & Soul to kolektyw przedstawicieli polskiej sceny alternatywnej pod batutą muzyków znanych z Agressiva 69 i Made in Poland. Prezentują nietypowy wybór kompozycji słynnej ekipy z przedmieść Manchesteru we własnym, świeżym i intrygującym wykonaniu. Nie jestem zatwardziałym fanem Joy Division i sądzę, że sporo z "kultu" tego zespołu to marketing. Być może dlatego ten zbiór tak mi się podoba. Panie i panowie raźno przeskakują pomiędzy elektroniką a rockiem lub raczej stoją pomiędzy nimi niczym kamienny most. Bardzo podoba mi się obecność wielu wokalistów, z których każdy udanie zaprezentował samego siebie, a nie jedynie odśpiewał teksty Curtisa. Każda z aranżacji stawia w pozytywnym świetle nie tylko członków tego eksperymentu, ale całą ideę coverowania, która jak wiadomo nie każdemu musi się podobać. Uważam, że to bardzo ciekawy, równy krążek, który w pierwszej kolejności zaintryguje tych, którzy do tej pory nie mieli o Joy Division wyrobionego zdania.9. Mudhoney - Vanishing PointPunk? Grunge? Coś pomiędzy? A może jeden wielki brudny palec w twarz całego muzycznego świata krytyków, oczekiwań, fanów, mediów i całej reszty? Ten zespół gra tak jak grał od samego początku - szybko, głośno, energicznie i bardzo inteligentnie. Od razu słychać, że to Amerykanie - zbyt dużo jest tam "ja" w treści. Ale Mark Arm to gość, któremu nie sposób mieć tego za złe. Tam gdzie liczy się granie dla siebie, dla pretekstu do podróży po świecie, dla miłego spędzenia czasu z kumplami i być może dorobienia do codziennej pensji - tam widać i słychać Mudhoney. Są na scenie dłużej niż Nirvana i Pearl Jam i nigdy nie zagrają z Bono, nie wejdą do hall of fame, ani nie wypełnią stadionu; ba, Stodoła okazała się dla nich za duża. Czy ktoś z nich się tym przejmuje?10. The Black Angels – Indigo MeadowNa koniec młodzież rockowa, ale patrząca mocno w kolorową przeszłość brzmień lat 60 i 70. Taka neo-psychodelia jest wciąż bardzo modna wśród dwudziestoletnich brodaczy, ale wbrew pozorom wykonana naprawdę bardzo solidnie i intrygująco. Płyta po prostu przyciąga i zachęca do wielokrotnego odsłuchu. A słychać na niej wpływy Cream, Jefferson Airplane, The Yardbirds, Love, a nawet The Doors. Jeśli czerpać, to tylko z najlepszych źródeł. Tym bardziej, że panowie mają naprawdę dużo do powiedzenia i warto dać im szansę chociażby z chęci skontrastowania pozytywnego talentu z bezpłciowością większości indie-rockowych gwiazdorów.Jakub Oślak07.01.2014 r.